Mizantrop

Do obejrzenia tego kryminału zwabiły mnie dwa nazwiska odtwórców głównych ról. Ben Mendelsohn, którego bardzo lubię od czasu „Outsidera” i „Bloodline” oraz Shailene Woodley, która zachwyciła mnie już wiele razy od serii „Niezgodna” zaczynając na „Wielkich kłamstewkach” czy „Adrift” kończąc. Nazwisko reżysera gdzieś mi dźwięczało, ale dopiero potem skojarzyłam jego „Dzikie historie„. Argentyńczyk Damian Szifron zrealizował tę historię kryminalną w zeszłym roku, można ją zobaczyć w streamingu i nadaje się na wiosenny wieczór, choć trzeba przyznać, że jest krwawy a początek dosyć mocny i nie oszczędza widza. Ale całość zrealizowana jest bardzo dobrze i trzyma w napięciu. Mendelsohn gra agenta FBI, Geoffreya Lammarka, który szuka seryjnego mordercy i który przypadkiem trafia na młodą policjantkę, Eleanor Falco. Sposób myślenia i szybkość reakcji Falco wzbudza zainteresowanie Lammarka i bierze ją do swojej ekipy. I jak można się domyślać ten duet świetnie się zgra z wielu powodów. Jednym z nich jest wielka samotność i wyalienowanie młodziutkiej Eleanor, która jakoś dziwnie rozumie zachowanie mordercy grasującego w Baltimore. Bardzo dobrze poprowadzona narracja pozwala poznać bliżej dziewczynę, starszego agenta i powody takich a nie innych zachowań mordercy, a do tego obserwujemy walkę wewnętrzną w służbach o to, kto ewentualnie oberwie za niepowodzenie akcji. Z laurami za wyjaśnienie sprawy może być ciężko i może się za nimi kryć więcej niż to wygląda na pierwszy rzut oka. Ale Falco uniesie całość. Polecam, dwójka głównych aktorów warta jest poświęcenia wieczoru.

Skrytka

Tak właściwie wizualnie to nie jest film tylko sztuka teatralna. Cała akcja tego dzieła z roku 2022 rozgrywa się w pracowni krawieckiej – recepcji i zapleczu, a ilość postaci biorących udział w całej tej historii nie przekracza dziesięciu, w czym kilka w ogóle nie zabiera głosu. Graham Moore, twórca tak znakomitego filmu jak „Gra tajemnic„, skupił się tym razem na historii gangsterskiej, która rozgrywa się w Chicago w 1956 roku. Anglik, Leonard Burling, mistrz krawiecki (nie taylor jak podkreśla) opowiada tę historię zza kadru skupiając się na czynnościach towarzyszących szyciu bardzo eleganckich garniturów dla dżentelmenów. Opowiada o tym, że całej sztuki szycia nauczył się w Londynie, ale wygoniły go dżinsy. Bo ludzi przestało być stać na ręcznie szyte eleganckie ubrania, zadowalają się ciuchami, które są nieco mniej wymagające i wygodniejsze. I tańsze rzecz jasna. Pracownia, w której pracuje Burling z recepcjonistką, staje się miejscem kontaktowym miejscowej mafii. I tu rozgrywają się dramatyczne chwile związane z tytułową skrytką. Nie brak dramatyzmu i krwi, ale fascynujące w tym filmie są dwie rzeczy: słowa, dialogi oraz postać mistrza, fenomenalnie zagranego przez Marka Rylance’a. To właściwie aktorski popis tego rewelacyjnego aktora, którego znamy z wielu kreacji (najważniejsza to oczywiście rola drugoplanowa w „Moście szpiegów” Stevena Spielberga za którą otrzymał Oscara). Jego postać jest na ekranie przez cały film, ale jest tak elektryzująca i fascynująca, że nie pozwala oderwać wzroku. Co przy formule teatralnej realizacji jest niesamowitym osiągnięciem. Na scenografię zwróciłam uwagę dopiero przy powtórnym seansie, bo naprawdę za pierwszym razem nie mogłam dostrzec niczego poza główną postacią. Polecam, to nieodkryta kameralna perełka.

Kochanica Francuza

Najpierw była książka Johna Fowlesa. Potem powstał scenariusz Harolda Pintera (nominacja do Nagrody Akademii za scenariusz adaptowany), a w 1981 Karol Reisz zrealizował znakomity film. I po tylu latach (33!) obejrzałam sobie ten fantastyczny obraz po raz kolejny. Nieco mroczna, ale czarowna historia XIX romansu Sary z dwoma panami. Legendarny Francuz oraz Charles, który właśnie zaręczył się z inną. Do tego wszystkiego równolegle obserwujemy, na planie kręconego filmu opowiadającego historię Sary, romans dwojga głównych aktorów. Wszystko ładnie się ze sobą przeplata, uzupełnia tym bardziej, że każda historia ma inną temperaturę i inny wydźwięk. Zderzenie epoki wiktoriańskiej ze współczesnością także robi świetny klimat. Najważniejsze są jednak role główne, które Reisz powierzył dwójce już wtedy rewelacyjnych aktorów ale jeszcze na początku swojej zawodowej drogi. Meryl Streep i Jeremy Irons podjęli się podwójnych ról i zrobili to fantastycznie. Do tego stopnia, że oboje dostali nominację do Oscara za główne role. Należało się.
I na koniec dodam, że ten film prawie się nie zestarzał.

Downton Abbey: Nowa epoka

Jestem wielką fanką serialu „Downton Abbey„, który przypomina mi klimatem najpiękniejszą brytyjską „Sagę rodu Forsyte’ów„. Dlatego też szybko obejrzałam pierwszą kinową opowieść z tej serii, a teraz włączyłam sobie z platformy streamingowej drugi już obraz. W podtytule jest umieszczony zwrot „nowa era” i rzeczywiście tak jest. Przenosimy się do naszej ulubionej posiadłości lorda Granthama i jego rodziny, mamy początek lat 30 ubiegłego wieku. Pojawiają się wszyscy znani nam mieszkańcy Downton Abbey, zarówno rodzina jak i służba zjawia się prawie w komplecie. Brakuje tylko jednej osoby, ale odtwarzający go Matthew Goode miał chyba inne zobowiązania, bo nie sądzę, by mu się nie chciało. I choć widoczny w napisach końcowych to jakoś niewidoczny na ekranie. To rzeczywiście nowa era, trzeba jakoś utrzymywać status i poziom, a tu dach zaczyna przeciekać i kasy brak. Zarządzająca majątkiem hrabianka Mary decyduje udostępnić pałac na potrzeby wytwórni filmowej, która chce tu nakręcić kolejny film niemy. I tak w Downton Abbey pojawia się zupełnie inny świat, fascynujący, kolorowy świat kina z trzema liczącymi się gwiazdami Hollywood. Część rodziny jednak nie ma zamiaru uczestniczyć w tym, jak słusznie przewidują, cyrku, i wyjeżdżają na krótkie wakacje na południe Francji. A tam czeka na nich niespodziewany spadek dla lady Violet z tajemnicą. I spadek z tajemnicą i lady Violet też.
Film jest nieco chaotyczny, poszarpany, bo przemieszczamy się w te dwa miejsca akcji, ale klimat i historia zostaje utrzymane na dosyć wysokim poziomie, za co odpowiada scenarzysta całości serii Julian Fellows. Jest i śmiesznie, jest wzruszająco, jest klimatycznie… Wracamy do siebie, wracamy do swoich. Naprawdę są wszyscy, razem z babcią Violet. I Carsonem. A dodatkowe postacie świetnie zagrali: jako gwiazda kina niemego Laura Haddock jest wkurzająca kiedy trzeba ale i urocza i piękna; męska gwiazda kina w wydaniu Dominica Westa jest urocza i zaskakująca, zwłaszcza dla Barrowa; a reżysera zagrał Hugh Dancy, bardzo wdzięczny obiekt westchnień jednej z hrabianek….
Polecam wszystkim, a wielbicielom rodziny Lorda Crowleya obowiązkowo.

Bosch: Dziedzictwo

Po siedmiu sezonach historia Boscha się zmieniła, bo odszedł z policji z LA i został prywatnym detektywem. I ten serial, który zaczął powstawać w 2022 roku (na razie powstały dwa sezony po 10 odcinków), opowiada właśnie o samodzielnej pracy śledczej Harry’ego. Te historie są też oparte na książkach Michaela Connelly’ego i sfilmowane przez tę samą grupę twórców. Tym razem Harry współpracuje ściślej z prawniczką Honey „Money” Chandler. Córka Boscha, Maddie, zostaje policjantką i zaczyna służbę w tym samym komisariacie, w którym pracował jej ojciec. Uczy się zawodu i ma wspierającą ją partnerkę. Pojawiają się prawie wszyscy bohaterowie poprzedniego serialu, ale tylko w epizodach. Grają ci sami aktorzy: Titus Welliver, Mimi Rogers, Madison Lintz, Jamie Hector czy nawet Lance Reddick. Dodaje to uroku i smaku tej części przygód Boscha. Pojawia się także haker komputerowy, bo bez kogoś takiego współczesne śledztwa nie mogą się obejść. Ogląda się fajnie, nie nudzi, bo kontynuacja jest naprawdę rzetelna. Trzyma poziom, choć muzyka i czołówka nie są już tak odjazdowe. Ale widok z okna pojawia się. A także córka głównego aktora, Cora Welliver, która gra Sam, dziewczynę, która czasem wyprowadza psa Boscha.

Bosch

Właśnie skończyłam oglądać ostatni odcinek siódmego sezonu znakomitego, chyba jednego z najlepszych, serialu detektywistycznego i policyjnego w starym stylu. Głównym bohaterem jest śledczy z posterunku w LA Hollywood, Hieronymus Bosch (tak, malarz jest inspiracją dla postaci), główna postać wielu książek Michaela Connelly’ego, który zresztą jest jednym z twórców serialu. Bosch, zwany krótko Harry (Brudny?) jest weteranem z Wietnamu, byłym wojskowym z obciążeniami i niezbyt prostym życiem osobistym. Wyalienowany, bezkompromisowy, samotny wilk z zasadami. Świetna postać, fascynująco zagrana przez mało znanego Titusa Wellivera. Serial oparty na książkach Connelly’ego powstawał od 2014 do 2021 roku, a teraz powstaje ciąg nieco dalszy („Bosch: Legacy„), oraz w planach są dwa spin-offy, dotyczące towarzyszącym Boschowi bohaterom. Bosch ma partnera J. Edgara, kilku bliskich kumpli w pracy, których robotę też obserwujemy. Mamy bezpośrednią szefową oraz komendanta policji. W życiu prywatnym pojawia się była żona oraz córka, która jest z ojcem bardzo blisko i z czasem przejmuje pałeczkę. W końcu ojciec to policjant, a matka agentka FBI. J. Edgara, partnera Boscha, zagrał Jamie Hector (jeden ze spin-offów ma dotyczyć właśnie jego), porucznik Billets to Amy Aquino, w roli szefa policji pojawił się Lance Reddick. Córkę gra Madison Lintz, byłą żonę Sarah Clarke, pojawiają się też Mimi Rogers i Steven Culp, oraz wielu innych mniej znanych aktorów. Serial jest świetnie filmowany, czołówka to jeden z piękniejszych wstępów do opowieści, do tego dochodzi fantastycznie dobrana muzyka. Harry jest wielbicielem jazzu (na winylach!), nawet pies nosi imię Coltrane, więc ten typ muzyki towarzyszy nam często. Polecam też cudowny widok z okna domu Boscha, w pierwszym odcinku Harry tłumaczy skąd wziął kasę na tak niesamowity rzut oka na Miasto Aniołów. Polecam, ogląda się naprawdę dobrze.

Pierwszy śnieg

Harry Hole to bohater serii kryminałów autorstwa Norwega Jo Nesbo, mroczny i uzależniony od alkoholu samotny policjant z Oslo. Książki są fascynujące, bo zbrodnie nie są proste, zwykle z jakąś głębszą historią. Dlatego z ciekawością odpaliłam amerykańsko-szwedzko-brytyjską ekranizację jednej z powieści. Film zrealizował w 2017 roku Szwed Tomas Alfredson (znany z filmu „Szpieg” wg Johna Le Carre z Garym Oldmanem, Colinem Firthem i Tomem Hardym) na podstawie scenariusza, który napisał Soeren Sveistrup (słynne obie wersje „Dochodzenia” czy nowszy „Kasztanowy ludzik„). Wyszło całkiem nieźle, tym bardziej, że film nakręcono w Norwegii, m.in. w Oslo i Bergen, korzystając z cudownych zimowych krajobrazów. Tajemniczy morderca zostawia w miejscu zbrodni bałwanka z oczami zrobionymi z ziarenek kawy, z rączkami z patyczków, a na szyi zazwyczaj ma przewiązany szalik ofiary. Morderstwo z czasów obecnych wiąże się niespodziewanie z niewyjaśnioną zbrodnią z przed lat kilku, ale Hole w towarzystwie młodej i niedoświadczonej policjantki szybko łączy te sprawy. Ale to nie wszystko. Hole zauważa również, że młoda rekrutka coś ukrywa i próbuje to także wyjaśnić. Film trzyma w napięciu, krajobrazy cieszą oczy a do tego dochodzi bardzo dobra obsada. Harry Hole w wydaniu Michaela Fassbendera jest intrygujący, choć mało „uzależniony”. W roli rekrutki pojawia się Rebecca Ferguson („Doktor Sen„, „Diuna” czy „Mission Impossible„) a Rakel, ukochaną Hole’a zagrała Charlotte Gainsbourg. Na ekranie mamy również takie twarze jak J. K. Simmons, David Dencik czy Toby Jones. I jeszcze warto zauważyć epizod Vala Kilmera, z dubbingiem (ma raka krtani) ale bardzo wyrazista gra znakomitego aktora.

Zupa nic

Tytuł tego polskiego filmu, który Kinga Dębska zrealizowała w 2021 roku, mówi właściwie wszystko o tym zaledwie półtoragodzinnym obrazie. Bo tak naprawdę tam nie ma nic, żadnej intrygi, żadnych wielkich myśli. Poza rzetelnym obrazem życia Polaków w latach 80. Nostalgiczny, zabawny chwilami, rozczulający dla tych, którzy tamte lata pamiętają. Opowieść o rodzinie: mąż Tadeusz Makowski pracuje w biurze projektowym, żona Elżbieta jest pielęgniarką w szpitalu. Mają dwie córeczki Martę i Kasię, które chodzą do szkoły. I w swoim dosyć obszernym, ale dwupokojowym mieszkaniu na blokowym osiedlu, gnieżdżą się z mamą Elżbiety, powstanką warszawską. Obserwujemy problemy dziewczynek w szkole, pierwszą miłość starszej, to, jak rodzina wspólnie rozwiązuje problemy nędznej egzystencji bez perspektyw. Kartki, karpie w wannie, puste ulice, mały fiacik, handel na Węgrzech, imprezy z przyjaciółmi. Wszystko sympatyczne, oblane sosem nostalgii i świetnie oprawione muzycznie. Znakomita obsada: Adam Woronowicz i Kinga Preis w rolach Makowskich, Ewa Wiśniewska jako babcia, Przemysław Bluszcz zagrał sąsiada, Rafał Rutkowski to brat Elżbiety i jego elegancka żona zagrana przez Katarzynę Kwiatkowską a Marcin Bosak w roli wrednego nauczyciela WF….
Całość filmu znakomicie puentuje piosenka, którą na napisach końcowych wykonuje Monika Borzym w towarzystwie Artura Andrusa:
…. Może się wtedy miało mało
Nie pozłacało się złota złotem
Ale jak wtedy się kochało
To się kochało też potem (…)
I zupy nic najsłodsza słodycz
I wiara w ludzi i jeszcze
Złości, radości, szczęścia i biedy
Znaki na ziemi, ślady na niebie
Trzeba mieć w życiu swoje wtedy
Do oglądania się za siebie (…)
Miało się w domu flakon z różą
I co innego się wtedy śniło
Mieszkania były mniejsze dużo
Ale się wszystko mieściło (…)
Złości, radości, szczęścia i biedy
Coś do stracenia, coś do zdobycia
Trzeba mieć w życiu swoje wtedy
Bez tego wtedy nie ma życia……

John Wick 1, 2, 3 i 4

Od 2014 roku powstały cztery rozdziały opowieści o płatnym mordercy z tajnej gildii zabójców, ostatnia część miała premierę wiosną 2023 roku i właśnie obejrzałam je hurtem na PrimeVideo. Wyreżyserował je wszystkie Chad Stahelski (pierwszy film z serii w duecie z Davidem Leitchem). Całość zaczyna się romantycznie i smutno, bo niejaki John Wick po kilkuletniej emeryturze spędzanej z ukochaną żoną zostaje sam po jej śmierci. W dniu pogrzebu dostaje prezent od Helen, psa, którego kupiła mu wiedząc, że umiera. W efekcie skomplikowanej sytuacji, w której przypadkowy bandzior kradnie Wickowi ulubiony samochód, a potem zabija mu darowanego pieska, nasz bohater postanawia się zemścić. I wraca do swojej profesji, bo przypadkowy bandzior jest synem większego bandyty, który zna Wicka znakomicie. Wszystkie cztery rozdziały historii o Wicku są niezbyt przejrzyste, bardzo pokręcone i czytelne jest tylko to, że John sieje śmierć. I to masowo. W każdej części pada co najmniej setka przeciwników. Jest wspierany przez nielicznych przyjaciół, którzy czasem zmieniają front na wskutek zmieniających się aliansów. To tyle jeśli chodzi o intrygę, bo co, kto i dlaczego sami zobaczycie. A polecam tę serię z kilku powodów. Przede wszystkim jest to genialne widowisko, cudownie nakręcone w stylistyce gier komputerowych. Filmowane w niesamowity sposób, z genialną scenografią i choreografią walk. Zachwycające pomysły (np. mieszkanie widoczne z góry, tak śledzimy bohatera) i rewelacyjne ujęcia. Zwłaszcza czwarty odcinek opowieści to kaskaderski popis, sceny walk na schodach prowadzących do bazyliki Sacre Coeur to mistrzostwo świata. A także wyścigi i walki nocą pod Łukiem Triumfalnym to coś fantastycznego. Do tego doskonale dobrana muzyka, mnie zwłaszcza poruszyła ta zastosowana w części drugiej. Do tego dochodzą znakomite lokacje: wspomniany Paryż, Rzym, Nowy Jork, Maroko, Osaka. I wszystko w doborowej obsadzie, choć bardzo nieoczywistej. Główną rolę powierzono bardzo lubianemu wielbicielowi zwierząt, zwłaszcza psów, Keanu Reeves, kto by się ciebie tu spodziewał, który zachowuje spokój i jest w każdym ruchu zabójczo milczący i elegancki. A towarzyszą mu stale Lance Reddick (Charon) i Ian McShane (Winston). Pojawiaja się poza tym: Michael Nyqvist, Alfie Allen, niesamowity Willem Dafoe, Ruby Rose, Laurence Fishburne, prześliczna jak zawsze Halle Berry, Mark Dacascos, niepokojąca Asia Kate Dillon, Donnie Yen, Bill Skarsgard czy Hiroyuki Sanada. Polecam.

Wspaniała pani Maisel

To jeden z tych cudownych seriali, o których się nie zapomina. Pięć sezonów po średnio 8 godzinnych odcinków zaczął powstawać w 2017 roku i niestety już został zakończony. A szkoda, bo jest uroczym, zabawnym i bardzo kolorowym obrazem Ameryki przełomu lat 50 i 60, z całym zachwycającym światem nowojorskich knajp, jazz-klubów, rozbieranek i stand-upów. Główna bohaterka całej tej historii kibicuje swojemu mężowi Joelowi, który chce zrobić karierę jako komik, ale mało, że mu nie idzie, to jeszcze okazuje się, że właśnie odchodzi do innej. Miriam, dla przyjaciół Midge, wraz z dwójką dzieci wraca do rodziców, nowojorskich snobistycznych Żydów (to ważne!) i sama dochodzi do wniosku, że potrafi być zabawniejsza od swojego Joela i chętnie spróbuje rozwijać swoją karierę stand-uperki. W podrzędnej knajpie Gaslight, w której występy niezbyt wyszły mężowi, trafia na niezbyt ogarniętą życiowo Susie Myerson. A ta, widząc w Midge talent i szansę dla siebie, postanawia zostać jej menadżerką i odtąd tytułuje się Susie Myers & Associates. Cudowna historia, z klimatem, dowcipem (nie tylko na scenie) i fantastycznymi postaciami. Sama Miriam to początkująca feministka, która dobrze wie czego chce i nie daje się zagonić do narożnika. Czy to mężowi, który kocha ją zawsze i do końca, czy rewelacyjnym rodzicom. Czy wreszcie swoim szefom i w ogóle mężczyznom. Tatuś naukowiec na Uniwersytecie Columbia, mamuśka wielka dama, która próbuje swoich sił jako swatka w środowisku Nowego Jorku. Brat odległy, ale z tajemnicą oraz z przezabawną żoną, która charakteryzuje się przesadną religijnością. Całej tej menażerii towarzyszy służąca Zelda (Polka, gra ją zresztą aktorka z polskimi korzeniami, więc teksty mają niezły akcent i dobrą wymowę). Mamy też fantastycznie hałaśliwych rodziców Joela, tatuś krawiec a mamuśka nie wiadomo co, poza gotowaniem i dbaniem o męża i dom. Każda z postaci ma wielki urok, zagrane są zresztą fenomenalnie. Midge zagrała brawurowo i z wielkim wdziękiem zupełnie mi nieznana Rachel Brosnahan. W roli Joela pojawia się świetny Michael Zegen. Męską w ruchach i strojach, ale bosko inteligentną i bystrą Susie wykreowała Alex Borstein. W Abrahama Weissmana, ojca Miriam, wcielił się Tony Shalhoub (znamy go z tytułowego detektywa Monka z popularnego serialu) i kradnie absolutnie każdą scenę, w której się pojawia. Nie ustępuje mu wcale uroczo snobistyczna i wyniosła Marin Hinkle w roli matki Midge. Teścia odstawił Kevin Pollak, a teściową Caroline Aaron. Jest jeszcze kilka perełek obsadowych: szalonego i mocno stukniętego, ale uroczego artystę w jednym tylko odcinku (a szkoda) zagrał Rufus Sewell, Luke Kirby pojawia się jako komik Lenny Bruce, Jane Lynch czyli dama która gra prostacką komiczkę i jest cudowna w obu wcieleniach. Reid Scott jest prowadzącym show w tv, Hank Azaria (kocham za scenę z butami w „Klatce dla ptaków„) jest telewizyjnym komikiem, a Zachary Levi rozczulającym Benjaminem, chirurgiem, z którym mama swata Miriam. No i mamy dwie aktorki o polskich korzeniach: w roli Zeldy Matilda Szydagis i w roli dorosłej już córki Miriam Alexandra Socha. I jeszcze jedna perełka obsadowa dla oka wytrawnego widza: w ostatnim sezonie na króciutko w epizodziku pojawia się Annie Golden, niezapomniana Jeannie z musicalu „Hair” Milosa Formana.
Serial ma cudowną oprawę muzyczną, a także fenomenalną scenografię. Zwłaszcza damskie stroje są po prostu przeglądem szaf naszych mam i babć. I te proste i te z górnej półki. Sukienki, garsonki, szale, torebki i torebunie, kapelusze, buty…. Przegląd magazynów modowych tamtych lat po prostu. Fascynujące.