Mocny temat

To niezbyt długa, fabularyzowana i nieco udramatyzowana filmowo opowieść o kulisach i samym wywiadzie, którego udzielił brytyjski książę Andrzej po tym, gdy wybuchła afera finansisty Jeffreya Epsteina. Obaj panowie byli bardzo zaprzyjaźnieni, do tego stopnia, że korzystali z usług tych samych panienek, co gorsza młodych i bardzo młodych. Wybuchła afera pedofilska, która zmiotła Epsteina z rynku i ze świata. To drugie dosłownie, bo jego śmierć w areszcie budzi wiele wątpliwości a strażnicy więzienni zostali oskarżeni o zaniedbanie obowiązków. Film Philipa Martina zrealizowany w tym roku skupia się na drobiazgowej opowieści o tym, jak bezkompromisowi dziennikarze programu Newsnight od chwili otrzymania od Jae Donnelly’ego zdjęcia wspólnego spaceru obu panów usilnie pracowali nad uzyskaniem wywiadu z ulubionym synem Elżbiety II. Do wywiadu w końcu doszło, bo arogancki i pewny siebie Andrzej uznał, że to dobrze wpłynie na jego wizerunek. Tak samo sądził Pałac i doradcy. Ale od czego są dziennikarze, którzy świetnie przygotowani, doprowadzili księcia Andrzeja do wyznań. Pogrążył się sam tak poważnie, że kilka dni później musiał się wycofać zupełnie z życia publicznego. Film jest zrobiony bardzo dobrze, z nerwem i tempem. Do udziału w obrazie zaangażowano dwie gwiazdy i kilku znakomitych aktorów. Przeprowadzającą wywiad Emily Maitlis zagrała Gillian Anderson, świetny wybór ale rola trochę dla aktorki tego formatu za mała. To chyba był wyłącznie bardzo atrakcyjny, ale tylko wabik dla publiczności. Drugą gwiazdą, która została zaproszona do udziału w tym filmie, to fantastyczny Rufus Sewell w roli księcia Andrzeja, odmieniony zresztą charakteryzacją nie do poznania. Towarzyszą im m. in. Keeley Hawes i Billy Piper, oraz znakomity Connor Swindells w roli paparazzo (podziwiam go za rolę w serialu”Sex Education„). Polecam bardzo, bo warto w epoce polskich Suwartów zobaczyć jak wygląda prawdziwe dziennikarstwo.

Śnieżne bractwo

Prawie dokładnie trzydzieści lat temu ta historia została opowiedziana po raz pierwszy. W 1993 roku Frank Marshall zrealizował obraz pt. „Alive, dramat w Andach„. Nowe, świeże spojrzenie na tę dramatyczną historię stworzył w zeszłym roku J. A. Bayona, reżyser hiszpański, a film powstał w koprodukcji urugwajsko – hiszpańsko – chilijsko – amerykańskiej. Oparty na faktach, po premierze tego filmu w 50 rocznicę wydarzeń ukazał się wywiad z jednym z żyjących jeszcze uczestników tej historii, Nicolasem Guzmanem. W październiku 1972 roku urugwajski samolot wyczarterowany dla drużyny rugby, lecący z Urugwaju do Chile rozbił się w Andach. Na pokładzie było 45 pasażerów, część zginęła na miejscu, a część ocalonych szukała wyjścia z tej śmiertelnej pułapki. Bez jedzenia musieli posunąć się do ekstremalnych wyborów aby przetrwać. Właśnie: musieli? I to jest główny problem poruszony w filmie. Historia opowiedziana z taktem, wyczuciem i zrozumieniem dla wszystkich postaw bohaterów tej historii. Z zupełnie nieznanymi twarzami, na surowo. Ostatecznie ocalało 16 osób, przebywali w górach 72 dni. Niesamowita historia, warta obejrzenia i przemyślenia. To trzeba obejrzeć.

Virgin River

Jeśli macie chandrę, doła i chcielibyście oderwać się od rzeczywistości, to serdecznie polecam 54 czterdziestominutowe mniej więcej odcinki (5 sezonów) bardzo malowniczego serialu, którego akcja dzieje się w przepięknej miejscowości Virgin River. Mówi się o Kalifornii, ale serial kręcony jest w Kanadzie, w Kolumbii Brytyjskiej w Górach Skalistych i w Vancouver. Przepiękne krajobrazy i cudowne zdjęcia wzmacniają historię. Przypomina klimatem niezapomniany „Przystanek Alaska„. Miasteczko jest małe, położone w lasach na stokach gór w okolicy rzeki i jezior, wszyscy się znają i wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Miejscowy gabinet lekarski zwany szumnie prywatną kliniką prowadzi lekarz Vernon Mullins nazywany przez wszystkich Doc. Jego opiekuńcza i kochająca żona Hope, burmistrz miasteczka, chce wspomóc starzejącego się i słabnącego męża i sprowadza mu pomoc w postaci młodej, sprawnej i niezależnej Melindy Monroe. Mel jest w żałobie, nie potrafi pogodzić się ze śmiercią swojego męża i postanawia całkowicie zmienić swoje życie. Porzuca więc luksusową klinikę w Los Angeles i próbuje zamieszkać w prowincjonalnym miasteczku w górach i lasach daleko od tego, do czego przywykła. Nie jest prosto, gdy zaczyna się samemu daleko od bliskich ale w miasteczku nie brakuje usłużnych i bardzo sympatycznych ludzi. Jednym z nich jest Jack Sheridan, były marine a obecnie właściciel jedynego baru w miasteczku, któremu Mel natychmiast wpada w oko. Ze wzajemnością, co od razu widać, słychać i czuć. Tak naprawdę domyślamy się mniej więcej co dalej, ale jest to tak zgrabnie, ciepło i z wdziękiem opowiedziane, że przy oglądaniu tejże historii zapominamy o własnych problemach. Uprzedzam, nie wszystko idzie zawsze łatwo i pięknie, życie wszystkich bohaterów przeplatają dramaty, traumy i chwile szczęścia. Miłość jest piękna, niesnaski interesujące, ploteczki, ciąże, romanse, ba, trafiają się i tragedie, strzelanki czy przemyt. Ci, co zejdą na złą drogę szybko wracają i większość (nie wszystko) dobrze się kończy. Do tych historii dochodzą przepiękne zdjęcia i fajna obsada. Ze znanych twarzy mamy tylko Tima Mathesona i Anette O’Toole, ale Alexandra Breckenridge, Martin Henderson i wielu mniej znanych aktorów także wzbudzają sympatię i świetnie sobie dają radę. Generalnie wiele nieogranych ale bardzo sympatycznych twarzy. Ogląda się znakomicie, to jeden z tych seriali gdzie mam problem z odłożeniem następnego odcinka na później lub na jutro. Zostało mi ostatnich kilka, ale pocieszam się, że ekipa zebrała się właśnie pod Vancouver by nakręcić następny, szósty sezon, i spodziewam się, że Netflix wypuści go pod koniec roku.

Rojst: Millenium

Ostatni, pożegnalny sezon (chyba?!) tego znakomitego polskiego serialu jest najlepszy. Widać, że twórcy rozwijali się wraz z nim i dojrzewanie zrobiło wszystkim bardzo dobrze. Seria 6 odcinków zamyka całą historię, kończy wszystkie wątki i wypełnia wszystkie historie. Widz zostaje z pełnym obrazem małego miasta od II wojny do końca XX wieku i widzi w całości bohaterów tej opowieści. Mimo, że tytuł sugeruje koniec stulecia to część historii dzieje się w latach 60 w początkach istnienia hotelu. Filip Pławiak wciela się w młodego Kociołka, czyli jest młodszym Fronczewskim. Natomiast Tomasz Schuchardt gra młodego towarzysza Jassa, w którego starszą wersję wciela się Janusz Gajos. Świetny pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Towarzysz Jass to ojciec policjantki Anny Jass (Magdalena Różczka). Ale gwiazdą, która kradnie całość jest dla mnie Łukasz Simlat. Jego postać policjanta na wylocie to poezja i też uważam, że należy mu się jakiś spin-off, bo to słabo widoczny fantastyczny aktor, któremu należy się serial.
Mój zachwyt obudziły także dwa elementy, szczegóły właściwie. Jeden to kompletny drobiazg, ale jakże wymowny. Otóż zaraz po czołówce w piątym odcinku pojawia się krajobraz miejski, traf chce (a raczej reżyser Jan Holoubek), że na tym ujęciu widnieje najsłynniejszy katowicki „drapacz chmur”, zbudowany na początku lat 30. ubiegłego stulecia, który w serialu gra rolę prokuratury. Ważny dla rodziny reżysera, bo w latach 60 ojciec Jana, Gustaw Holoubek, mieszkał w nim na szóstym piętrze i to piętro na ujęciu widać. Drugi element to bardzo wymowna scena kończąca serial: Andrzej Seweryn w duecie z Marią Seweryn zagrali wzruszającą scenę. Jak obejrzycie zrozumiecie co mnie w tym wzruszyło, napisać nie mogę, bo zepsuję pointę reżysera.

Najwspanialsza noc w historii popu

Dziś będzie baaaaardzo nietypowo. I muzycznie. Bardzo.
Należę do tej grupy, która pamięta te chwile i ten niesamowity i zasłużony szum wokół tego wydarzenia. Brałam udział w tym jak miliony ludzi na świecie za pomocą radia i wszelkiego rodzaju nośników muzyki dostępnych wtedy dla szarego człowieka na całym globie. I dlatego też z wielką przyjemnością zasiadłam przez ekranem telewizora aby sobie przypomnieć te wzruszające chwile ludzkiej w ogóle i gwiazdorskiej w szczególe solidarności z najbiedniejszymi z Afryki.
Otóż pewnej styczniowej nocy 1985 roku w Los Angeles największe gwiazdy muzyki pop z całego świata zebrały się, żeby za darmo wziąć udział w nagraniu tylko jednej piosenki, z której dochód przeznaczony był dla głodujących w Afryce. Bao Nguyen, reżyser i producent, zrealizował trwający ponad półtorej godziny film dokumentalny, który opowiada w sposób barwny i bardzo ciekawy o kulisach tej nocy. O pomyśle Harry’ego Belafonte, tworzeniu bardzo prostego tekstu, komponowaniu chwytliwej muzyki. O kręceniu klipa, który został wypuszczony razem z utworem. Piosenkę „We Are The World” napisał duet Lionel Ritchie i Michael Jackson, a do nagrania namówili inne wielkie gwiazdy takie jak np. Cyndi Lauper, Bruce Springsteen, Dionne Warwick, Quincy Jones, Bob Dylan, Kenny Rogers, Harry Belafonte, Paul Simon, Tina Turner i wielu, wielu innych. I to od Sasa do lasa. Samo wyliczanie uczestników tego przedsięwzięcia zajęłoby dwie notki. I już samo zaproszenie do studia ponad 20 takich gwiazd i wspólna praca rodziło problemy. Dlatego organizatorzy przy wejściu wywiesili kartkę: Ego zostawiamy za drzwiami. Film ten pokazuje też nastrój, zachowanie, tryb pracy, wspólną kolację i pracę przez ponad 10 godzin. Wszystko uzupełniają rozmowy z uczestnikami tej imprezy. Fascynujący film, który pokazuje, że ludzie potrafią być solidarni. Wprawdzie zrywem, ale potrafią zrobić dużo dobrego. Piosenka przyniosła ponad 90 mln $ zysku, dostała wiele nagród i bardzo długo utrzymywała się na pierwszym miejscu list przebojów na całym świata. Lubię ją do dziś.

https://youtu.be/CJ6WGN8WH3Y?si=swex0JRwgma9UgbX


Yellowstone

Udało mi się obejrzeć dwa (19 odcinków) z pięciu nakręconych sezonów serialu, którego akcja rozgrywa się współcześnie na olbrzymim ranczu bogatego Johna Duttona. Ranczer musi walczyć o teren, na który mają ochotę deweloperzy oraz rdzenni mieszkańcy terenów, które kiedyś im odebrano. Wielki fresk filmowy, westernowy serial. Rolę główną powierzono Kevinowi Costnerowi, który w takich warunkach czuje się znakomicie, pamiętamy oczywiście „Tańczącego z wilkami” z 1990 roku, którego był reżyserem i producentem, a także zagrał główną rolę Johna Dunbara. Nawet inicjały bohaterów się zgadzają.
Jego postać z serialu, nie świetlana przecież, przykuwa uwagę widza, a skromne środki wyrazu i nieco zdystansowany stosunek do postaci powoduje, że daje się lubić. Towarzyszą mu dorosłe dzieci, których matka zmarła dawno temu i jej śmierć naznaczyła wszystkich. Zwłaszcza Johna, ale także córkę Beth, która wini się za ten wypadek. Poza nią, twardą, ostrą i bezkompromisową, ojcu pomagają syn ranczer Lee, syn prawnik Jamie i, mieszkający w rezerwacie z żoną i synkiem, najmłodszy Kayce. Na ranczo zamieszkuje też wielu kowbojów, którymi zarządza Rip Weeler, któremu Dutton dał przed laty szansę na nowe życie. Serial powstaje od 2018 roku, emitowany jest w całości na SkyShowtime, ale platforma Netflix wypuściła właśnie dwa pierwsze sezony. Trwają rozmowy o kręceniu ciągu dalszego, choć rozmowy z Costnerem są trudne. Miejmy nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi. W tych dwóch obejrzanych przeze mnie sezonach poza Costnerem wystąpili m. in.: Cole Hauser, Wes Bentley, Kelly Reilly, Luke Grimes, Dave Annable, Gil Birmingham i Neal McDonough. Polecam, zwłaszcza wielbicielom klimatów Dzikiego Zachodu. Współczesnego Dzikiego Zachodu.

Forst

Obejrzałam właśnie polską nowość serialową na Netflixie, opartą na pierwszych dwóch książkach (z serii ośmiu) Remigiusza Mroza o kryminalnych historiach komisarza Wiktora Forsta. Zesłany za karę z Krakowa do Zakopanego zajmuje się spektakularnym zabójstwem, którego ofiara została powieszona na krzyżu na Giewoncie. Bestia nie przestaje na tym jednym morderstwie, zaczyna się bowiem pojawiać więcej ciał. Forst, współpracując z panią prokurator Dominiką Wadryś – Hansen, a także z dziennikarską freelanserką Olgą Szrebską, szuka powiązań między ofiarami i ściga zabójcę, podejmując swoistą grę ze sprawcą. Książki są logiczne, trzymają w napięciu i jakoś to wszystko trzyma się (choć czasem z trudem) realiów. Serial zupełnie traci kontakt z treścią, to raczej zbiór obrazków, który sugeruje zaledwie, że coś z naszym Forstem jest nie tak. Jego zwierzchnik, Edmund Osica, w serialu wychodzi karykaturalnie. Nie pomogą dobrzy aktorzy w rolach wiodących, np. Forsta gra Szyc a panią prokurator Kamila Baar; gdy nagle w roli demonicznego właściciela domu bardzo wyuzdanych uciech pojawia się Jerzy Rogalski czyli porucznik Jaszczuk z serialu „07 zgłoś się„. Szczerze mnie to ubawiło, mimo wielkiego szacunku dla aktora. Do tego autor książek, Remigiusz Mróz pojawia się jako trup na wózku w kostnicy, w której panowie raczą się pizzą z ananasem. Generalnie nie podoba mi się, ale zdziwiona i rozczarowana jestem tym, że się nie udało. Po „Chyłce” byłam pewna, że się da i to całkiem nieźle.
W każdym razie ja, gdy mam do wyboru książki Mroza czy filmy oparte na jego tekstach, zdecydowanie upieram się przy literaturze. Ale nie twierdzę, że nie spojrzę na ew. następne sezony, bo Forst to świetny materiał. Szkoda go na takie nieudane eksperymenty.

Informacja zwrotna

To studium rozpadu rodziny alkoholika, więc dla wszystkich znających tę chorobę i te problemy oglądanie tego, krótkiego wprawdzie, serialu zdecydowanie odradzam. Chyba, że chęć podziwiania aktorskiego kunsztu najwyższej próby jest większa. Leszek David zrealizował ten serial w tym roku na podstawie książki Jakuba Żulczyka, a główną rolę powierzył Arkadiuszowi Jakubikowi, który całkowicie zdominował ekran swoją kreacją. To opowieść o byłym rockmanie, który pije a alkohol przesłania mu życie. W pierwszym odcinku po wspólnie spędzonym wieczorze znika mu syn. Troskliwy tatuś próbuje odtworzyć ostatnie chwile spędzone razem, a potem odnaleźć zaginionego. I tak idziemy śladami syna, alkoholu, nałogu i poznajemy całość historii bohatera. Odkrywamy głębokość nałogu, wspólnych rodzinnych relacji i problemów. A główny bohater dociera do swojego dna i dostaje właśnie tytułową informację zwrotną. Poza wspomnianym Jakubikiem mamy okazję podziwiać znakomitą grę Jakuba Sierenberga w roli Piotra, Dominikę Bednarczyk w roli żony i matki, Nel Kaczmarek w roli siostry zaginionego. Oraz znakomitego Przemysława Bluszcza w roli policjanta. Ciężko się ogląda, nie da się ukryć.

Niedokończone życie

Szwed ze Sztokholmu, Lasse Hallstrom, zrobił w życiu wiele bardzo dobrych filmów, że wspomnę choćby „Czekoladę„, „Co gryzie Gilberta Grape’a?” czy „Kroniki portowe” . Wszystkie charakteryzuje swoisty ciepły klimat, bo reżyser ma oko i wyczucie. Znam wiele jego obrazów, ale jak to możliwe, żebym ten film z roku 2005 przegapiła? Zwłaszcza, że gra w nim mój ulubiony aktor? Nie wiem. Dlatego też jak wskoczył niespodziewanie na platformę natychmiast go włączyłam. I nie żałuję, bo to bardzo nieszkodliwy, spokojny i rodzinny film. Nie powiem, że banalny, ale blisko granicy. Ale wszystko rekompensują aktorzy, którzy wzięli udział w tym przedsięwzięciu. Bohaterem jest samotny ranczer, który ostatnie lata spędził na rozpaczy po stracie jedynego syna Griffina i opiece nad kumplem, Mitchem. Nagle w domu Einara Gilkysona pojawia się jego synowa Jean z wnuczką, o której nasz bohater nie miał pojęcia. Synową wini za śmierć syna, nie potrafi jej wybaczyć straty, ale dziewczynka staje się tym ogniwem łączącym wszystkich i wszystko. Jean uciekła przed przemocowym partnerem, szuka pracy i chce się jakoś odbić. Mitch obserwuje wszystko z boku i staje się jedynym komentatorem całej tej sytuacji. Ogląda się to dobrze, tym bardziej, że z góry wiemy jak się to wszystko skończy. Tak jak pisałam wcześniej – wszystkie niedostatki rekompensuje obsada: Einara zagrał Robert Redford, mój ulubiony aktor w swoim ulubionym image’u: konno, ze strzelbą, w kapeluszu i nieco zaniedbany blisko natury. Zdjęcia kręcono zresztą w Kanadzie, w okolicy Kamloops i Vancouver. W roli Mitcha wystąpił Morgan Freeman, Jean zagrała Jennifer Lopez, a w roli damskiego boksera mamy okazję zobaczyć Damiana Lewisa. Wnuczkę Griff zagrała Becca Gardner. Nastrojowo rodzinny, ale bez świątecznych ceregieli, bez choinek i bombek. Polecam.

Marzec 1968

Film Krzysztofa Langa z 2022 roku próbuje pokazać atmosferę panującą w Polsce, w Warszawie, w gorących dniach końcowych lat rządów Władysława Gomułki. Całość oparta jest na historii miłości studenckiej: studenta politechniki Janka Wolickiego i utalentowanej artystycznie studentki ASP Hani Bielskiej. Janek jest synem pułkownika MSW, Romana Wolickiego, bliskiego współpracownika Kliszki, Moczara, który z racji pełnionych funkcji w wydarzeniach marcowych bierze czynny udział. Ojciec Hani jest natomiast uratowanym z getta Żydem, który już po wojnie sześciodniowej został wyrzucony z pracy. Był znanym i cenionym chirurgiem, ale to już przestało się liczyć. Młodzi, zwłaszcza Hania, zafascynowani są teatrem, a akurat odbywają się budzące emocje spektakle „Dziadów” Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka ze słynną rolą Konrada w wykonaniu Gustawa Holoubka. Protesty w sprawie wstrzymania spektakli plus protesty studenckie z powodu wyrzucenia z uniwersytetu dwóch studentów (Adama Michnika i Henryka Szlajfera) wciągają Janka i Hanię, którzy nie zdają sobie sprawy, że są wykorzystywani przez zwalczające się nawzajem frakcje w ówczesnej PZPR. Film dosyć wiernie pokazuje zagęszczanie się atmosfery, rodzącą się nagonkę i antysemityzm. Trochę niestety ślizga się po powierzchni, jakby reżyser bał się podrapać mocniej. Ale kilka świetnych wizualnych chwytów robi wrażenie, zwłaszcza historia opaski z gwiazdą Dawida, dworzec Warszawa Gdańska, wiec w auli Politechniki, ostatnie ujęcia ze zdjęciami szkolnymi i znikającymi z nich twarzami tych, którzy wyjechali czy choćby końcowa dedykacja reżysera filmu. Poza tym historia Hani i Janka przeplatana jest autentycznymi zdjęciami, które wypełniają opowieść po brzeg. Aktorsko również ten film jest świetny. Młodzi i zakochani w wirze wydarzeń politycznych dojrzewają, a to świetnie pokazali Vanessa Aleksander i Ignacy Liss (znamy go z roli hrabiego Czyńskiego z nowej wersji „Znachora„). W roli rodziców Janka znakomicie sprawdzili się Edyta Olszówka i Ireneusz Czop, którego pułkownik MSW jest bardzo wiarygodny. Przejmujące role zagrali Anna Radwan i Mariusz Bonaszewski w roli rodziców Hani. Zwłaszcza Bonaszewski, grający oszczędnie i z lekkim dystansem, porusza widza do głębi.