Człowiek w ogniu

Bardzo lubię filmy braci Scottów, więc jak się trafia jakiś, to staram się nie przegapić. No i obejrzałam świetnego „Człowieka w ogniu„. Zmarły w 2012 roku Tony Scott zrealizował ten film w 2004 roku. To historia Johna Creasy’ego, byłego zabójcy pracującego dla CIA, którego dręczą koszmary. Dużo pije i nie umie uporać się ze swoją przeszłością. Przyjaciel, Rayburn, proponuje mu zajęcie ochroniarza w Meksyku, gdzie dochodzi do porwań dzieci. Creasy trafia do rodziny Pity Ramos, którą ma ochraniać. Z początku traktuje dziewczynkę bardzo ostro i bardzo służbowo, ale Pita jest świetnym, inteligentnym i ciepłym dzieckiem, szybko więc zdobywa sympatię swojego cienia. A Creasy, widząc, że dziewczynce potrzeba więcej ciepła i trochę pomocy, uczy ją wielu rzeczy i bardzo wspiera w codziennych wyzwaniach. Niestety, mimo starań, Pita zostaje porwana, a Creasy trafia do szpitala. Postanawia jednak pomścić dziewczynkę i stawia wszystko na jedną kartę. Film jest świetnie zrealizowany, znakomicie filmowany z zachowaniem stylistyki koszmarów dręczących bohatera. Do tego dochodzi świetna muzyka trójki twórców: Harry’ego Gregsona Williamsa, Trenta Reznora i Justina Caine Burnetta, okraszona fantastycznym głosem Lisy Gerrard (Dead Can Dance). A aktorzy dopełniają całości. Denzel Washington w roli Creasy’ego jest rewelacyjny i bardzo przekonujący. W roli małej Pity rozczulająca Dakota Fanning, Rayburna zagrał Christopher Walken, ojca Pity świetny Marc Anthony, adwokata Mickey Rourke. Pomimo krwi i brutalności na ekranie świetnie się ogląda, ma tempo i żadnych przestojów.